Wczoraj dzieci wróciły do domu po weekendzie z P. Tylko umocniłam się w przekonaniu, że warto było kroczyć tą drogą by teraz być tu gdzie jesteśmy. Dzieci byly już wykapanego, zbliżała się pora snu. Ania poprosiła mnie, zeby podrapać ją po plecach. Jasne, powiedziałam. Los chciał, że stuknęłam się ręka o jej łóżko. Ania zapytała, czy ręka mnie boli. Mówię do niej, że nie. Nie ma co przezywac, stało się i już. Ania pyta, która to ręka. Pokazuję jej, a co dostaje w zamian? Buziaka w rękę, zeby nie bolało i słowa kocham Cię najbardziej na świecie. Warto było to wszystko znieść. Gdyby trzeba było zrobić to wszystko raz jeszcze wytrzymałabym byle by żyć. Dla nich.
prawie umrzeć z miłości
- Kurwa nie jezdzij do niej. Wrzeszczalam na cały dom. Mój ówczesny mąż właśnie wrócił od kochanki i wyprowadzał się do niej. Była niedziela. P od rana był jakis nieswój. Szukal powodu wyjscia z domu. Znalazl. Wyjechał pod pretekstem kupna bramki zabezpieczajacej na schody. Ja w tym czasie zajmowałam się obiadem i dziećmi. Miala przyjechać do nas moja przyjaciółka ze swoim mężem i dziećmi. W tak zwanym między czasie przyszedł mój brat Bartek ze swoimi synami. Widzial, ze jest mi ciezko samej z dziećmi i z przygotowywaniem obiadu dla gosci. " Marlena "- powiedzial. " Chodz na spacer. Ja później wezmę Anię do siebie a ty wezmiesz Wojtusia na taras, bo pewnie usnie, a ty spokojnie dokonczysz obiad". Pomyslalam Aniol nie człowiek. Samej byloby mi ciezko. Tak zrobolismy, Wojtuś usnął. Ania poszla do mojego brata, a Wojtuś spal na tarasie. Robilam obiad, P dlugonie bylo w domu a pojechał po rzekome bramki zabezpieczajace na schody. Wzielam telefon i zapytalam gdzie ...